Forum Nieprzyzwoite Literatki Strona Główna
 Strona glówna  •  FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy  •  Galerie  •  Rejestracja  •   Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj 
Lalka [NZ][+21] 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieprzyzwoite Literatki Strona Główna -> FanFiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor
Wiadomość
Al
Administrator



Dołączył: 25 Sty 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 2:17, 29 Sty 2008  

Autor: Al
Betareader: Amaya**
Tytuł: LALKA*
Paring: SS/DM początkowo a może i na dłużej,
możliwe pairingi poboczne, "wyjdzie w praniu"
Długość: w zamierzeniu długie. Podzielone na co najmniej dwie części, po kilka rozdziałów. Co będzie w rzeczywistości - nie wiem.
Skończone: nie
Rating: +19 (w przyszłości także +21) , uważam, że w tym wypadku jest konieczna taka granica wieku.
Gatunek: angst, drama, elementy romansu i hentai

Ostrzeżenia:
slash
zawiera lekkie sceny erotyczne
zawiera ostre sceny erotyczne
zawera sceny przemocy lub tortur, sceny gwałtu możliwy opis perwersji i/lub zboczeń
może zawierać słowa uważane powszechnie za wulgarne

możliwa śmierć jednego z ważniejszych bohaterów i/lub śmierć bohatera kanonicznego

Kanoniczność: raczej tak, choć w niewielkim stopniu
AU - nie
Uwzględnia:
Tom I-IV
Tom V w niewielkiej części (uwzględnia do walki w ministerstwie włącznie)
Może zawierać niektóre elementy tomu VI, jednak nie uwzględnia większości
fabuły i wydarzeń tego tomu.

* Tytuł... Nie wiem, czy taki zostanie. Na razie to szczyt moich możliwości tytułotwórczych. E... Wpływ pozytywizmu, który wałkujemy na polskim...
** Mam nadzieję, że ze mna wytrzyma. I z tym opowiadaniem, które ani do lekkich nie należy, ani też nie przedstawia pary, którą choć trochę lubi Wink





LALKA

Czas, w którym dziecko zmienia się w osobę dorosłą, na zawsze pozostaje we wspomnieniach jako piękna, magiczna chwila. Chyba, że stanowi jedynie ból, strach, poniżenie. Gdy jest karykaturalnym wynaturzeniem aktu miłości. Gdy jest najpotworniejszym koszmarem, lecz nie snem, a koszmarem aż nadto rzeczywistym.

SKRZYWDZONE MARZENIA

-Prolog-

Draco usiadł na krześle, nie odrywając wzroku od splecionych palców. Miał świadomość, że rozmowa ta będzie trudna i mało przyjemna. Westchnął i bardziej pochylił głowę, słysząc stukot szybkich, nerwowych kroków w korytarzu. Severus Snape zawsze poruszał się bardzo cicho, przeważnie słyszalny był tylko złowrogi szelest jego szat. Teraz jednak już z daleka zaznaczał swoją obecność, a w każdym jego ruchu czuć było palącą furię. W lochach nie przebywała ani jedna żywa czy też martwa dusza, która chciałaby go teraz spotkać - nawet Irytek wyewakuował się w wyższe rejony zamku, a Krwawy Baron postanowił rozejrzeć się po wieży północnej. Draco przełknął ślinę. „Trudna i nieprzyjemna” było eufemizmem... W tej sytuacji bardziej pasowało by określenie „przerażająca”. I choć żaden Malfoy nie przyznałby się do strachu, to ten jeden konkretny członek rodziny, którego ta cała sprawa dotyczyła, był naprawdę bliski panicznej ucieczki. Serce stanęło mu na kilka sekund, gdy pod wpływem wysyczanego zaklęcia otworzyły się drzwi i zaraz po tym, jak do środka wtargnęła czarno ubrana postać, zatrzasnęły się z głośnym hukiem.
- Siedź! – warknął Mistrz Eliksirów, gdy jasnowłosy dziedzic drgnął nerwowo – Nawet nie próbuj się ruszyć.
Było gorzej niż sobie to wyobrażał. Możliwość ucieczki, czy padnięcia na kolana w celu wybłagania litości, zostały ograniczone przez kategoryczny zakaz, z którym lepiej było nie dyskutować. Mistrz Eliksirów był zbyt wściekły, by próbować go choć trochę przekonać.
- Wiesz, ile przez ciebie straciliśmy punktów?! - mówił gniewnie, przechadzając się nerwowo po komnacie – Hufflepuff, dom dla charłaków i nieudaczników, ma ich ponad trzykrotnie więcej. Największa przegrana Slytherinu, od kiedy zostałem opiekunem tego domu, a podejrzewam, że nigdy, w całej historii tej szkoły, nie przegraliśmy w bardziej haniebny sposób!
- Ja wiem... Przepraszam, to już się... – zaczął cicho Draco, kuląc się jeszcze bardziej.
- „Nigdy nie powtórzy?” – przerwał mu chłodno Snape – Czy naprawdę uważasz, że istnieje jakakolwiek możliwość powtórzenia twojego wyczynu?
- Nie.
- Twój ojciec latami wodził za nos ministerstwo. Latami, panie Malfoy! – Snape zatrzymał się naprzeciwko chłopca i złożył ręce na piersiach – Nawet po tym ostatnim - w ministerstwie, udało mu się przekonać ich, że działał pod wpływem zaklęcia. A ty?!
W ciemnych oczach nauczyciela płonęła zimna furia. Nigdy ich dom nie przegrał w tak kompromitujący sposób. Nigdy! Do końca roku zostało zbyt mało czasu, aby choć trochę nadrobić utracone punkty.
- Myślałem, że jeśli przyznam się, kara będzie...
- Niższa? – Snape roześmiał się. Złowrogi dźwięk rozległ się w akustycznych lochach, sprawiając wrażenie jeszcze ostrzejszego i bardziej przerażającego. – A nie pomyślałeś, że jeżeli powiesz, że zostałeś zmuszony, że grożono ci i zastraszano, że chciałeś w ten sposób chronić najmłodszych członków swojego domu i uważałeś, że postępując w ten sposób, nie dopuścisz do jeszcze większych krzywd, to być może w ogóle nie zostaniesz ukarany?
- Ja, nie pomyślałem... Przepraszam – szepnął Draco, splatając i rozplatając dłonie. Ledwo mógł mówić. Usta miał całkowicie wysuszone, a gdy przełykał czuł się tak, jakby ktoś wsypywał mu do gardła tłuczone szkło.
- Jeszcze dziś napiszę do twojego ojca list. Luciusz Malfoy w życiu nie pozwoliłby się złapać na czymś takim, choć sam dokonywał o wiele niebezpieczniejszych rzeczy niż ty i ta cała banda idiotów. - powiedział Snape, przesuwając palcami po różdżce. Draco nie zdziwiłby się, gdyby za chwilę usłyszał „Cruciatus”. Doskonale wiedział, że w pełni na to zasłużył.
- Ja zrobię wszystko – chłopak nerwowo miął rąbek rękawa swojej szaty. – Zrobię cokolwiek, by odzyskać te punkty. Zdobędę je choćbym miał chodzić na kolanach do wszystkich nauczycieli.
- I sprowadzić na nasz dom jeszcze większą hańbę? – Mistrz Eliksirów nie wypowiadał już słów. On je niemal wypluwał – Przez pana, panie Malfoy, przegraliśmy zawody o puchar domów, cóż więc stoi na przeszkodzie, byśmy utracili te resztki dumy i honoru, które nam pozostały?
- Ja zrobię wszystko, naprawdę absolutnie wszystko, – wyszeptał Draco. Snape, drżąc z wściekłości podszedł do ucznia i oparł dłonie na poręczach jego krzesła. Taka hańba...
- Co chcesz zrobić, durny dzieciaku? Jakie „wszystko”? – zasyczał, zmuszając go do spojrzenia mu w oczy – Myślisz, że nawet to twoje wszystko wystarczy?
- Ja... Nie wiem, ale zrobię wszystko, wszystko. Każdą rzecz... – mówił cicho chłopak, próbując nie patrzeć na opiekuna. Daremne próby. Magnetyczny wzrok Mistrza Eliksirów trzymał go na mentalnej uwięzi. Te oczy... Te straszne, ciemne oczy... Zimna, opanowana furia zniknęła ze źrenic, zastąpiona przez żarzącą, niczym niepowstrzymywaną wściekłość. Lecz w głębi tego spojrzenia czaiło się coś dziwnego, coś potężnego i przerażającego. Nigdy wcześniej Draco nie znajdował się tak blisko czegoś tak złego. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, został z niezwykłą siłą uniesiony z krzesła i rzucony na ścianę. Szczupłe ciało Snape, przycisnęło go do powierzchni, a brutalne, zimne dłonie zaczęły zrywać z niego szatę. Zaskoczenie, strach. Po chwili nagłą, nienaturalną ciszę, przerwał rozpaczliwy krzyk. Krzyk, którego nikt nie usłyszał...
---------------------------------------
Snape odsunął się od Dracona z krzywym, ironicznym uśmiechem. Chłopiec nie przytrzymywany przez nikogo i nic, opadł na ziemię i skulił się przy ścianie, łkając cicho. Mężczyzna nachylił się nad nim i spokojnym, beznamiętnym tonem stwierdził:
- Nie takiego prezentu spodziewał się pan, panie Malfoy.
Złośliwy, szyderczy głos. Draco zwinął się jeszcze bardziej, nie zważając nawet na to, że Mistrz Eliksirów wychodzi, zostawiając go samego w gabinecie. Ach tak... Całkowicie o tym zapomniał. Miał dziś urodziny.
-------------------------------------------

Tym, którzy wciąż wierzą, że ich sny się spełnią,spełniają się jedynie koszmary...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Al
Administrator



Dołączył: 25 Sty 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 2:41, 29 Sty 2008  

Rozdział 1




I razem zaplączemy się w pajęczą nić, ja będę prząść historię a ty dla mnie krzycz...
I razem zaplączemy się w pajęczą nić...
I razem i razem tak...
Aż nie będzie nic...




Jasnowłosy chłopak oparł się o ścianę, wzdychając ciężko. Przymknął oczy. Miał już wszystkiego dosyć... Do końca roku pozostało zaledwie kilka dni. Nie wiedział jednak, czy uda mu się wytrzymać tyle czasu. Chciałby być już daleko stąd. To, co się ostatnio wydarzyło... Dawniej powrót do domu traktował jak karę – oziębła matka, ojciec, który nawet nie chciał na niego patrzeć, brak jakiegokolwiek towarzystwa. Teraz zrobiłby niemal wszystko, by znaleźć się tam z powrotem. Wszystko... To słowo kojarzyło mu się bardzo nieprzyjemnie. Wzdrygnął się, czując jak zimno i wilgoć przenikają przez jego szaty. Znoszenie Jego wzroku na lekcjach, w korytarzach, podczas rozmów ze Ślizgonami, w Pokoju Wspólnym, było niemal ponad jego siły. Starał się... Naprawdę ciężko pracował, aby nie stracić ani jednego punktu i próbując nie narażać się żadnemu z nauczycieli. Ale Snape i tak wyszukał powód, by dać mu szlaban. Draco zaczynał rozumieć, jak musiał czuć się Potter na lekcjach eliksirów. Świadomość, że był traktowany niemal jak Gryfon, sprawiała, że czuł dziwne mdłości. A może spowodowane były one bardziej świadomością tego, co go czeka, a nie porównaniem do ucznia, pochodzącego ze znienawidzonego domu. Za chwilę miał Go spotkać... Za chwilę miał spojrzeć w Jego oczy, usłyszeć Jego głos.
Pochylił się, opierając dłonie na kolanach. Musiał być silny. Nie był głupim Puchonem, który płakał przy ukłuciu kolcem róży, nie był Nevillem, który płakał nawet bez powodu... Był do cholery Ślizgonem i powinien się zachowywać jak na Ślizgona przystało. Zaśmiał się cicho, widząc, że jest to niemal powtórzenie tamtego wieczoru. Ten sam strach, ta sama chęć panicznej ucieczki. Tylko że teraz domyślał się, co go czeka... Otworzył oczy i odsunął się od ściany. Zdecydowanym krokiem poszedł w głąb korytarza. Nikt nie powie, że Malfoy jest tchórzem.
Położył dłoń na drzwiach i lekko je pchnął. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Nim udało mu się wykonać jakikolwiek krok, został wciągnięty do środka i niemal uniesiony w powietrzu. Jęknął głucho, gdy przeciągnięto go przez cały gabinet i wrzucono do sąsiedniej komnaty. Kwatery Snape’a. Szczupłe dłonie zacisnęły się w niemal żelaznym uścisku, a usta zbliżyły się do jego ucha i wyszeptały cicho:
- Myślałeś, że odbyłeś już swoją karę, Draco? – głos nauczyciela był niepokojąco miękki, niemal jedwabisty – To niestety dopiero początek...
Było ciemno. Nie widział nic, nawet zarysów postaci. Nie, dostrzegał jednak coś - były to płonące w mroku źrenice. Dłonie Mistrza Eliksirów popchnęły go do tyłu. Opadł na miękki materac. „Łóżko z pewnością jest wygodniejsze niż ściana.” pomyślał histerycznie. Mylił się, tamten „akt”, w porównaniu z tym, co miało nadejść, mógł być określony mianem "delikatnego". To było brutalne i agresywne. Snape "odpakowywał" go niczym prezent. Powoli, czerpiąc przyjemność nie z systematycznie odkrywanej skóry, ale z cichych, rozpaczliwych jęków Draco, gdy ten czuł się coraz bardziej rozbierany i obdzierany z prywatności. Silne ręce chwyciły ciało chłopca i mocniej przycisnęły do materaca, zsuwając z niego bieliznę.
- Tak, Draco... Muszę cię bardzo surowo ukarać, za to co zrobiłeś – wyszeptał Mistrz Eliksirów. – Naprawdę bardzo surowo...
-----------------------------------
Był mój. Całkowicie mój. Własna, prywatna zabawka. Dlaczego nie sięgnąłem po niego wcześniej, dlaczego nie zauważyłem jak niezwykle piękne i interesujące jest jego ciało? Moja własna, czekająca na zasłużoną karę, zabawka. W takich chwilach coraz bardziej rozumiałem, czemu przez większość swojego życia stałem po tej niewłaściwej stronie. Tak, zawsze byłem bardzo złym człowiekiem. Uśmiechnąłem się ironicznie, nie odrywając wzroku od szczupłego, spiętego z nerwów ciała. Bał się, a jego strach był najwspanialszym i najsilniej działającym afrodyzjakiem. Och, gdyby można było wysublimować ten strach, zmienić go w płynną, gęstą substancję, w eliksir. Gdyby można było pić go, pić każdego wieczoru. Coś czego nigdy nikomu nie udało się dokonać. Coś, o czym marzyła każda osoba tak zła jak ja. Draco wcześniej się mnie nie bał, nie musiał. Kiedy jednak po raz pierwszy poczułem jego przerażenie, niemal panikę? A może już wcześniej go pragnąłem? Cóż więc powstrzymywało mnie przed sięgnięciem po niego? Przecież znałem go od wielu lat, gdy jeszcze był dzieckiem. Tylko, że wtedy postrzegałem go jako syna przyjaciela, a teraz... Teraz był MÓJ.
- Podoba ci się? Lubisz tak? - szeptałem mu cicho, będąc jednocześnie nagradzany krótkimi, rozpaczliwymi jękami. Przytrzymałem go jeszcze silniej, widząc, że dopiero w tej chwili w pełni pojął grozę sytuacji i zaczął się wyrywać z moich rąk. Był jednak zbyt słaby. Wykrzywiłem się z zadowoleniem i obróciłem go w moją stronę. Na bladych policzkach widać było wilgotne ścieżki łez. Pochyliłem się i zlizałem słoną kroplę, spływającą z rzęs. Tak... w ten sposób musiał smakować strach. Spojrzałem mu w oczy. Walczył. Walczył z własnym przerażeniem, ze łzami, ze mną. Przegrywał.
Znów go od siebie odepchnąłem, lekkiego, cichego i posłusznego niczym szmaciana lalka i zacząłem rozpinać swoje spodnie, wciąż mrucząc coś do jego ucha. Biedny, mały, skrzywdzony Draco. Nic nie warty dzieciak, nadający się jedynie do pieprzenia. Tak, do tej czynności nadawał się szczególnie. Przytrzymałem go w pasie, gdy w niego wchodziłem, uśmiechając się, gdy z jego gardła wydobył się niemal zwierzęcy wrzask. Z pewnością po tym, co zdarzyło się ostatnio, wciąż odczuwał lekki ból, jednak ponowne wtargnięcie do jego wnętrza było dużo bardziej bolesne. Dopóki dla mnie krzyczał, nic wokół mnie nie obchodziło.
Wiedziałem, że nie poskarży się Lucjuszowi. Byłby kompletnym głupcem, gdyby spróbował to zrobić. Mógł mówić ojcu, że nauczyciele są na niego źli i złośliwie dają mu gorsze oceny. Mógłby nawet narzekać, że ja nie jestem dla niego tak pobłażliwy i wyrozumiały jak powinienem być dla syna dobrego przyjaciela, ale nigdy nie opowiedziałby o tym, co się tu działo. Byłem całkowicie bezpieczny. Lucjusz nie uwierzyłby synowi w informacje o gwałcie - prawdopodobnie obaj - ja i chłopak byliśmy tego świadomi. Dla mnie sytuacja była aż nadto korzystna - dla niego wyjątkowo rozpaczliwa. Machinalnie przesunąłem palcami po jego ramieniu, potem zsunąłem je niżej i zacisnąłem na jego biodrach, wchodząc w niego coraz gwałtowniej.
- Nic nie warta lalka... Zabaweczka – szeptałem ledwo słyszalnym głosem, gdy on łkał cicho, wtulając twarz w poduszkę. Na miękkiej poszewce widać było mokre ślady łez. Oblizałem usta, rozdzierając go po raz ostatni dzisiejszego wieczoru i wypełniając jego wnętrze ciepłym objawem mojego spełnienia.
O tak... Biedny Draco Malfoy... Nie nadaje się do niczego innego jak ostre rżnięcie. – wysyczałem cicho, bawiąc się tym, jak ciężko przełyka ślinę i zaciska dłonie. Wysunąłem się z niego i położyłem na łóżku. Wciąż drżał, choć przestał już płakać. Rzuciłem w jego stronę uprzednio naszykowany ręcznik i zmięte szaty, te same, w których dostał się do moich kwater. Chłopiec zerwał się z posłania i przez kilkanaście sekund szukał drzwi do łazienki. Te zatrzasnęły się za nim z makabrycznym hałasem, on jednak zdawał się tego nie słyszeć. Powinienem go upomnieć, ale nie miałem już tyle siły. „Pozbieram twoje drobne przewinienia panie Malfoy i za kilka dni zobaczymy jaka czeka cię ciężka kara” – pomyślałem złośliwie. Byłem jego aurorem, sędzią i katem... Czy to, co poczułem to przebłysk wyrzutów sumienia? Nie, ja przecież nie miałem sumienia....
Dopiero po ponad godzinie usłyszałem szum prysznica. Wrócił z powrotem do komnaty, jego włosy były mokre, szaty zaś ubrane bardzo pospiesznie i nieuważnie. Stanął na środku pomieszczenia i najprawdobodobniej zastanawiał się, co powinien zrobić. Widziałem jak spogląda niespokojnie w moją stronę, a później w stronę drzwi.
- Wynoś się już! – syknąłem, patrząc na niego z niechęcią. Jedyna rzeczą jakiej pragnąłem teraz, było usunięcie go z moich komnat. Głupi dzieciak – już dawno powinien uciekać. Uśmiechnąłem się, gdy dotarł do drzwi, szarpnął za klamkę i wbiegł do mojego gabinetu, a stamtąd prosto na korytarz.
--------------------
Draco pociągnął nosem. Znów czuł, jak pod jego powiekami zbierają się łzy. Nienawidził się za swoją słabość, za to wszystko co się wydarzyło. Jeszcze raz chwycił za klamkę, szarpiąc ją coraz bardziej nerwowo. Nie pamiętał by Mistrz Eliksirów zamykał te drzwi na klucz, nie wypowiedział też żadnego zaklęcia. Chłopiec pokręcił jeszcze silniej i westchnął z ulgą, gdy wrota nagle się otworzyły. Niemal przebiegł przez pracownię i znalazł się w korytarzu. Nie zatrzymując się ani na chwilę, pobiegł w stronę dormitoriów Ślizgonów, chcąc jak najszybciej i jak najdalej uciec od tego miejsca. Oczywiście w pełni świadomy był faktu, że niestety, ale będzie zmuszony tu wrócić. Że znów nie będzie potrafił powiedzieć "nie". Że ponownie będzie nikim. Że będzie pustą, posłuszną marionetką, która zrobi wszystko, cokolwiek On zażąda. Przed wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów, przystanął. Nie mógł pokazać się im w takim stanie. Pomięta szata, włosy w całkowitym nieładzie, zaczerwienione nie tylko od biegu policzki... Zaklął cicho, gdy usłyszał czyjeś kroki. Niech to będzie Ślizgon, niech to będzie jakiś cholerny Ślizgon. Pomyślał rozpaczliwie. Niestety, kroki były aż nadto charakterystyczne.
W ostatniej chwili powstrzymał się od instynktownej ucieczki. Wołał stać tu, niż pozwolić by ta osoba wyciągała go z przejścia. Bo szansa na to, że zdąży wślizgnąć się do Dormitoriów była niewielka.
- Co tu robisz, Draco? – cichy, spokojny głos. Młody Malfoy skrzywił się. „Ach! Z nocnej wracam wycieczki” pomyślał, nieświadomie cytując fragment książki, którą czytał w dzieciństwie. Książki, którą zdobył z wielkim poświęceniem i zmuszony był poznawać ją schowany pod kołdrą, czytając przy świecy. Ojciec nigdy nie pozwoliłby mu czytać mugolskiej książki. To było takie szlamowate.
- Nic – odpowiedział spokojnie, próbując wyglądać na kogoś, kto nie robi nic złego, kto nie ma ochoty zrobić nic złego, kto nie potrzebuje ani rady, ani pomocy, kto... Kto do cholery wcale nie chce, aby ktoś tak na niego patrzył, w ten dziwny, dokładny sposób, tak uważny tak... – To moje własne sprawy i radzę ci się od nich odpieprzyć!
Srebrnoszare oczy migotały ze złością. Blaise westchnął w duchu. No tak, całkowicie zapomniał, jak wręcz obsesyjnie jasnowłosy dziedzic bronił swojej prywatności. Jednocześnie jedynie Zabini był w stanie powiedzieć, że z Dracze łączy go coś w rodzaju przyjaźni. Oczywiście od czasu, gdy to się wydarzyło, ich stosunki bardzo się ochłodziły.
- Masz jakieś problemy przyjacielu? – spytał, obrzucając go uważnym spojrzeniem – Wiesz, wyglądasz jakoś tak... inaczej.
- Od!Pieprz!Się! - warknął Malfoy – Której części mojej wypowiedzi nie rozumiesz?
- Dobrze... Jak ci tak zależy mogę się odpieprzyć. – uśmiechnął się krzywo. – Ale to ty wyglądasz jakbyś się cały wieczór z kimś pieprzył.
Roześmiał się cicho. I nim się zorientował, leżał ogłuoszony na posadzce, słysząc oddalające się kroki i dziwny, nieprzyjemny śmiech. Gdy chwilę później przemywał spuchnięty policzek wilgotną szmatką, na jasnej skórze widniał ciemnoczerwony ślad. Przesunął po nim palcem. Emblemat. Splecione ze sobą węże, tworzące ozdobne inicjały – DM. Arystokratyczna maniera. Draco nawet pod prawym sierpowym musiał się podpisywać. Ale Blaise naprawdę nie miał ochoty na to narzekać. Bo tylko dzięki niemu uniknęli bardzo nieprzyjemnego losu. To on wziął na siebie całą winę, to on oszukiwał, on kłamał. On zrobił dla nich to wszystko.
Draco, Draco, Draco.
Dracon zawsze był niezwykłą osobą, ale ostatnio zachowywał się jeszcze bardziej dziwnie. Po tym wszystkim, a zwłaszcza po sprawie z Pansy i... Zabini potrząsnął głową. Nie, nie powinien o tym myśleć. Gdyby nie Draco, byliby skończeni. Absolutnie, definitywnie i całkowicie skończeni. Nie mieliby szansy na ukończenie szkoły. Jakiejkolwiek szkoły. Blaise uśmiechnął się. Nawet gdyby musiał przez następny rok, codziennie znosić znaczenie kastetem, zgodziłby się. Musiał...

Jasnowłosy chłopak wszedł powoli do dormitorium. Panowała tam absolutna cisza. Żadnych śmiechów, szelestów, szeptów czy nawet oddechów. Nic. Absolutna pustka. Crabbe i Goyle jak zwykle spali poza pokojem, bo wydawane przez nich dźwięki przeszkadzały Malfoyowi... A kto by chciał mu przeszkadzać? Blaise... Nie wyglądało na to, aby miał ochotę dzisiejszej nocy wrócić do sypialni. Draco był sam. I po raz pierwszy od bardzo dawna ta samotność mu przeszkadzała. Gdyby tu był ktoś, ktokolwiek... Mógłby mu podokuczać, pożartować, mógłby na kogoś nakrzyczeć, że mu przeszkadza, że nie potrafi uszanować jego prywatności. Ale był sam.
Miał ochotę iść pod prysznic. Wyszorować mydłem dokładnie każdą część ciała, zmyć wspomnienie strachu, obrzydzenia do samego siebie. Ale nie był w stanie wstać. Przymknął oczy i zwinął się na łóżku. Chociaż chłopak był bardzo zmęczony, sen nie chciał nadejść. Draco leżał w ciemności, wpatrując się w mrok i z zadowoleniem obserwując srebrzyste promienie księżyca, tańczące na szybie. Nigdy, przed nikim, nie przyznałby się, że płacze. Że płacze teraz, leżąc sam i pragnąc by ktoś przy nim był. Ktokolwiek. Nawet On.

I razem zaplączemy się w pajęczą nić....


---------------------
Wiem, ze rozdziały nie sa krótkie, ale postaram się, aby kazdy następny nie był krótszy od poprzedzającego go.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieprzyzwoite Literatki Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
   
 
Opcje 
Zezwolenia Opcje
Kto jest na Forum Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Kto jest na Forum
 
Jumpbox
Kto jest na Forum
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Theme FrayCan created by spleen & Download
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin